niedziela, 23 stycznia 2011

a moze jednak...

jak juz wczesniej wspominalam w Indiach miotaja mna bardzo silne emocje, mam ich caly przekroj kazdego dnia. Wczoraj zabukowalam bilet powrotny do domu na przyszly tydzien, dzis chce zostac do konca zaplanowanego czasu... moj maz bardzo mnie wspiera w tej decyzji i to mi chyba pomaga, wiedza ze oni sobie radza... tesknie bardzo bardzo za moimi dzieciaczkami, za moim mezem, ale wiem tez, ze po cos tu przyjechalam. To dla nich tez wazne...
dzis, w drodze do wodospadu, poznalam czlowieka z Bali, ktory pojawil sie akurat w momencie najwiekszych watpliwosci czy mam isc dalej sama w gore, czy odpuscic sobie wodospad i wracac na dol... pojawil sie czlowiek, ktory wzbudzil we mnie poczucie bezpieczenstawa wsrod hinduskich mezczyzn na szlaku do wodospadu. odebralm to jako znak, ze mam isc do celu, nie rezygnowac, nie poddawac sie. pozniej rozmawiajac z nim uslyszalam bardzo madre slowa, ze jesli wyjechalam cos zmienic to wracajac do polski po tygodniu wroci ze mna wszystko to co wyjechalo i zmiany nie bedzie, a jesli zostane i otworze sie na siebie i na zmiane, ktorej szukam to to przyjdzie, ze Indie temu sprzyjaja.
bardzo duzo dzis o tym myslalam, zadawalam sobie wciaz pytanie "co mam dalej robic" i blizej mnie byly dzis mysli by pojsc za tym i zostac, przeczekac trudnosci i nie uciekac od nich tylko je pokonac.
a Rishikesh, hindusi... to wszystko jest fascynujace, Rishikesh odslonil dzis przede mna kolejne swoje piekne strony, wycieczka w gore, fakt ze w sandalach :) byla naprawde pieknym przezyciem, niesamowita jest rowniez reakcja hindusow na biala kobiete, wszyscy sie zatrzymuja lub przynajmniej zwalniaja, usmiechaja sie, pozdrawiaja swoim serdecznym Namaste!  jedna rodzina jadaca samochodem zatrzymala sie kolo mnie na jakies 2 minuty i mi sie wszyscy przygladali, cala rodzina 4 osobowa :) pozniej mialam mniej mile doswiadczenie, mlody skuterzysta zaoferowal mi, ze nie podwiezie na gore, a ze przeszlam juz jakies 3-4 km zgodzilam sie, byla to dla mnie dobra lekcja na przyszlosc, wiecej sie nie zgodze :) ale szczegoly zachowam dla siebie :) w kazdym badz razie biala kobieta nie powinna wsiadac do hindusa na skuter badz tez motor :)
kiedy juz weszlam na szczyt gory by ujrzec cudowny wodospad uslyszalam od starego hindusa "here is no waterfall, you must go down" super, ledwo weszlam i mam zejsc!!! zeszlam wiec do polowy drogi by skrecic w mala sciezke, przedrzec sie przez haszcze, zaznaczam w sandalach na gorskiej drodze:) na szczescie Balijczyk mi pomagal w chwilach kiedy moje buty sobie nie radzily i w koncu doszlam do celu. Wodospad byl naprawde piekny, nie byl ogromny, ale robil wrazenie, bylo to bardzo pozytywne miejsce :)
po zejsciu na dol, skierowalismy sie spowrotem do Rishikesu, szlam z Balijczykiem i gadalam o madrych sprawach, przy tym wiele madrego dzis od niego uslyszalam i milo sie gawedzilo. zeszlismy na plaze Gangesu i nie omieszkalam sie wykapac w swietej rzece, jakie beda tego nastepstwa zobaczymy :) zawierzylam, ze jest tak czysta na jaka wyglada :) woda byla lodowata i wystarczylo mi jedno konkretne zanurzenie. Balijczyk zrobil to 11 razy!!!! szacunek!!
po milo i bardzo pozytywnie spedzonym dniu poszlam do w miare stalego miejsca picia masala czaj, czyli do German Bakery, na wspomniany napoj i kawalek ciasta migdalowego, ehhhh niebo w gebie i wrocilam do asramu na kolacyjke. mam juz tu zaznajomione osoby, ktore wiedza przez co przechodzi moja glowa i dzis na kolacji padla propozycja, ze zaopiekuja sie moja karta platnicza na wieczorne kryzysy, bym nie wykupowala juz kolejnych biletow :) niezla akcja!! jesli sie zdecyduje zosatac w Indiach na zaplanowany czas to pewnie zostane chwile jeszcze w Rishikesh, pojade na 2 dni do Waranasi i skorzystam z biletow, ktore mam by zleciec na Kerale, po czym powrot do domu. taka jest pierwsza opcja, a druga by zostac do konca w Rishikesh i skorzystac jak tylko sie da z jogi u zrodel :) powrot do Polski chyba na razie zawieszony :) 










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz