piątek, 4 lutego 2011

z Waranasi do Kalkuty

Wczoraj wyjechalam z Waranasi. 4 dni, ktore tam spedzilam byly dla mnie idealnym czasem na to miasto, oststni dzien bowiem byl juz tak meczacy... ciagle propozycje lodzi, masazy, jedwabii najwyzszej jakosci, oprowadzanie po ghatach i swiatyniach, do ktorych i tak mnie nie wpuszcza.... 4 dni wystarczy ;) jestem juz chyba zmeczona tym, ze ciagle wszyscy mnie tu widza... wczoraj siadlam ze znajomym w bardzo sympatycznym miejscu na ulicy i tylko powiedzialam do niego ze tu tak fajnie bo mnie nie widza, znalazlo sie trzech starych hindusow, ktory koniecznie musieli ze mna pogadac... na odczepnego poweidzialam ze kolega jest moim mezem i udalo sie!!! poszli w ciagu 5 sekund!!!!
Pociag do Klakuty odjechal ze stacji z opoznieniem 2 godzinnym, nic strasznego jak na realia tutejsze ;) dojechalam do Kalkuty z opoznieniem 5 godzinnym ;) po negocjacjach z taksowkarzem dojechalam w koncu autobusem do bazy hotelowej w Kalkucie... miejsce naprawde okropne!!!!!!!!!!! ma ochydny pokoj z grzybem walacym sie na glowe, ale po pierwsze nie ma wolnych pokoi, a po drugie ceny maja to z kosmosu!!! zostane w tym co mam na jedna noc, a rano i tak na lotnisko...
mam nadziej ze Kerala da mi troche odpoczac i ze w koncu zasne na cala noc, bo odkad tu jestem przespalam jedna noc... nie moge spac :(
maly chaos w zdjeciach, ale uporzadkowanie tego na tym komputerze to niezla sztuka :)



































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz