wtorek, 1 lutego 2011

Waranasi

pierwsza noc w Waranasi spedzilam z koleznaka z Polski w totalnej norze, grzyb na supicie malo nas nie zjadl :) ale to bylo tylko na jedna noc... dzis przenioslam sie nad Ganges do sympatycznego hosteliku, jestem na ghatach i zaczelam czuc sie dzisiaj dobrze tutaj, nawet przeszlo mi przez mysl, ze moze mam za malo dni na Waranasi... no ale, mam ile mam, za dwa dni Kalkuta i Kerala na mnie czeka :) Jednak to miejsce nadal nie spelnilo ono moich oczekiwan, nie ma tu tych wszystkich medytujacych ludzi, joginow na ghatach, wymalowanych hindusow, jesli juz sa to wszystko sie odbywa za kase, chcesz zdjecie, placisz, chcesz popatrzec na jogina, on pokaze ci joge jak zaplacisz...no ale to Indie, Bakszysz placi sie tu za wszystko... dzieciaki sa tu niesamowicie sympatyczne, chca sprzedac wszystko co sie da, ale sa tez bardzo chetni do pogadania. jakos tak fajnie sie tu zrobilo :)
Bylam dzis ponownie w Manikarnice, bo chcialam zobaczyc calosc, jednak nie wystalam zbyt dlugo, poczulam klimat tego miejsca niesamowicie... duzy respekt i szacunek przede wszystkim. moze jutro pojde na cala ceremonie, bo trwa ona 4 godziny. ale mozna spotkac tam fajnych ludzi, ktorzy sa free duzo opowiadaja o tradycji manikarniki.
zaczelo byc w koncu goraco, noce nie sa tu takie zimne jak w Rishikeshu a w dzien jest goraco.
dobrze, zeby nie wraca zbyt pozno tymi uliczkami, na ktorych wiecznie sie gubie wrzuce pare fotek i dzis na tym koniec :)





















1 komentarz:

  1. Fajne fotki oraz cały czas nie mogę wyjść z podziwu, że zdecydowałaś się pojechać sama (przeczytałem wątki na globtroterze:).

    Czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy:)

    OdpowiedzUsuń